Teksty krytyczne

Wyobraźcie sobie istotę tak delikatną, iż nie żyć jej w naszym grubiańskim świecie. Ten książę, zrażony do cywilizacji i, co więcej, przekonany, że nigdy z nikim nie będzie mógł się porozumieć, postanawia uciec w prostotę i w bajkę. Buduje więc sobie taki kolorowy domek i cieszy się nim, jak dziecko [...]. Eichler jest zarazem miękki i twardy, czuły i okrutny, słaby i silny, trzeźwy i romantyk, po azjatycku bierny i po europejsku aktywny, jest jedną nieustanną kompensacją.

Powtarzam: mowa o samym Eichlerze, a nie o jego obrazach. Nie znoszę dobrego malarstwa, lubię tylko malarstwo bardzo złe i na to, aby Eichler mógł mnie wprawić w zachwyt, musiałby malować o wiele gorzej. Mając na względzie jednak, że Eichler zwrócił na siebie uwagę, że wiele osób twierdzi, jakoby to było zachwycające i że przed kilku dniami nastąpiło otwarcie jego wystawy w galerii „Pizarro” [1956] powiedziałem coś nie coś z tego, co mi o nim wiadomo (bardzo mało mi wiadomo i jeszcze mniej powiedziałem).

W. Gombrowicz, Co wiem o Eichlerze?, [w:] tegoż, Publicystyka, wywiady, teksty różne 1939–1963, Kraków 1996 (fragment).


 

Spotkawszy się z młodym malarzem Eichlerem u Grodzickich, oświadczyłem: nie wierzę w malarstwo! (Muzykom mówię: nie wierzę w muzykę!) Potem dowiedziałem się od Zygmunta Grocholskiego, że Eichler go pytał, czy ja dla hecy uprawiam takie paradoksy. Oni nie domyślają się, ile w tej hecy jest prawdy... prawdy chyba prawdziwszej od prawd, którymi się karmi ich niewolnicze „przywiązanie” do sztuki. [...]

— Dziwi mnie, że malarze polscy nie próbują wyzyskać atutu, jakim na terenie sztuki jest polskość. Wiecznie macie naśladować Zachód? Korzyć się przed malarstwem, jak Francuzi? Malować z powagą? Malować na klęczkach, z najgłębszym uszanowaniem, malować nieśmiało? Uznaję ten rodzaj malarstwa, ale przecież on nie leży w naszej naturze, wszak tradycje nasze są inne. Polscy nigdy zbytnio nie przejmowali się sztuką, my skłonni byliśmy sądzić, że nie nos dla tabakiery, a tabakiera dla nosa i bardziej odpowiada nam myśl, że „człowiek jest powyżej tego co wytwarza”. Przestańcie bać się własnych obrazów, przestańcie wielbić sztukę, potraktujcie ją po polsku, z góry, poddajcie ją sobie, a wówczas wyzwoli się w was oryginalność, otworzą się przed wami nowe drogi i pozyskacie to co jest najcenniejsze, najpłodniejsze: własną rzeczywistość.

Nie przekonałem Eichlera, który wiele włożył wysiłku w wyrobienie sobie solidnej europejskości — i spoglądał on na mnie wzrokiem, do którego już się przyzwyczaiłem, który wyraża: jak łatwo jest gadać!

W. Gombrowicz, Dziennik (1953–1956), Paryż 1957.


 

Janusz Eichler jest jednym z tych, któremu się w sercu zalęgła poezja, którego uwiodła muza i który świat oddaje za pomocą kompozycji i wizji malarskich, rzutowanych w naszą rzeczywistość. Jego „poetycki realizm” mówi, ale mówi szyfrem, symbolem, tajemnicą ukrytą poza widzialnością przedmiotów. Czasem zupełnie zwykłych, prostych, przypadkowych, bezpretensjonalnych i nie wymuszonych, ale tak ustawionych i tak pokazanych, że mają swoje znaczenie i swoją wagę, że wibrują, przemawiają do naszego umysłu i do naszej wyobraźni że mają swoją atmosferę, swój bardzo specjalny klimat. I otóż ten klimat jego sztuki - coś szalenie osobistego, niepowtarzalnego i nieodtwarzalnego - jest jego wielkością. Naturalnie w połączeniu z wysokim gatunkiem jego malarstwa.

Wystawa retrospektywna Eichlera - wysoko cenionego polskiego malarza, o którym rozpisują się najlepsi krytycy sztuki w Buenos Aires, która miała miejsce w Museo del Arte Moderno, jest odbiciem 25 lat jego twórczości. Jest pochodem przez lata ciężkiego trudu w poszukiwaniu swej formy. W zdefiniowaniu prawdy o sobie, o swoim świecie malarskim, o zrealizowaniu swego credo artystycznego i zarazem ludzkiego w sposób jak najbardziej prawdziwy i doskonały. Przypomina mi on Gombrowicza, który też walczył o formę, o wyraz, bo oni wszyscy - Prometeusze sztuki - wysuwają w ciężkiej męce każdy swoją formę, jedni słowem, drudzy pędzlem. Walczą, by słowo, czy plama przylegały jak najwierniej do tego co chcą wyrazić ze swego bogactwa wewnętrznego. [...]

Zapytałam obecnego w salonie Eichlera w sposób zupełnie kompromitujący [...] czy może mi dać klucz do jego symboli i zagadek malarskich. Biedak spojrzał na mnie z olbrzymią dozą niewysłowionej słodyczy i wyrzekł: „Przecież to wszystko jest już powiedziane - namalowane. Ja nie umiem mówić, ja maluję. Trzeba tylko spojrzeć, proszę, obrazy są na ścianach, tam jest wszystko”.

Maria Świeczewska, Tęcza zaklęta w formę, „Głos Polski” (Buenos Aires) 1975 nr 43 (fragment).


 

Bardzo duże wartości, moim zdaniem, mają Twoje dwa obrazy, Januszu, Pastwisko i Pasterz. Są naprawdę syntetyczne i wytworne w masach barwnych, poza tym są bardzo Twoje własne. W muzeum i Arlekiny należą do tej samej rodziny poszukiwań, ale wydają mi się trochę twardsze. Bardzo szlachetny i zupełnie osobisty jest Twój rysunek Kobieta z kotem, natomiast zdaje mi się, że Twoje kury (z Kurnika) miały do czynienia z kogutami Tadeusza Beutlicha (z poprzedniej wystawy).

Marian Bohusz-Szyszko, Do moich przyjaciół, „Życie” 1950 nr 5.


 

Janusz Eichler [to] świetny rysownik „Grupy 49”, [jego] postaci obwiedzione są lekkim konturem, jakby dowolnie rzuconym, w istocie niezmiernie wyrazistym i utrafiającym w sedno charakterystyki; można by powiedzieć, że głos Eichlera jest sopranowy i klarowny, zarazem cichy i sugestywny.

Stefania Zahorska, Grupa 49, „Wiadomości” 1951 nr 40(288).


 

Eichler przysłał z Argentyny kilka rysunków, które mimo swej subtelności i delikatności cieniutkiej nitkowatej linii, stały się jakby jędrniejsze i bardziej męskie.

Alicja Drwęska, Wystawa Grupy 49, „Orzeł Biały” 1956 nr 11.


 

Pełen wdzięku i prostoty jest Eichler w swych skromnych kompozycjach o szlachetnych zestawieniach szarości, brunatów, przytłumionych zieleni i w rysunkach o kresce cienkiej i wrażliwej.

Alicja Drwęska, Półroczny bilans malarski, „Orzeł Biały” 1949 nr 30.


 

Rysunki Demela skromne, bezpretensjonalne, pełne kultury i wdzięku tak samo jak i rysunki Eichlera (wyjechał do Argentyny) zbliżone w typie i nastroju do wczesnego renesansu włoskiego. Portret artysty, aż nadto przypomina malarstwo sieneńskie.

Alicja Drwęska, Półroczny bilans malarski, „Orzeł Biały” 1951 nr 38.


 

Janusz Eichler, subtelny rysownik, w dwóch swoich kompozycjach, Bolero i Izabela, wykazuje głębokie poczucie równowagi plastycznej.

Franciszek Strzałko, Z życia kulturalnego emigracji – wystawa Grupy 49, „Życie” 1949 nr 33.


 

Przez lata śledziłam tego wspaniałego artystę – Janusza Eichlera. Byłam na jego pierwszej wystawie a dziś jestem ponownie zafascynowana tą wystawą retrospektywną jego sztuki w Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Ogólnie wszyscy krytycy obok wysokiej oceny dodawali: „Janusz Eichler, polski artysta”. Powiedziałabym, że on raczej jest artystą uniwersalnym, który wiedział jak opanowywać wszystkie dobre i gorzkie strony życia w różnych miejscach, dokądkolwiek rzucił go los: obozy jenieckie w młodości, ucieczki pełne rozpaczy, a później krótki pobyt w Bejrucie, gdzie mógł zacząć bawić się kolorem i tworzyć wysublimowaną nagrodę za długie podróże w jego krótkim życiu. Wreszcie, przeznaczenie artysty: portowa dzielnica La Boca w Buenos Aires.

Wszystkie te długie szlaki pełne zbiegów okoliczności zapewniły jego sztuce pewien rodzaj paradoksu, który uczynił go wspaniałym rodzimym i wyrafinowanym artystą.

Janusz Eichler posiada wrodzony dar stylu, stylu nie bez pompatycznej elegancji czy wielkodusznego nastawienia wiodących do manieryzmu, lecz złożonego z wyciszonych i niezawodnych sił, które kondensują ekspresję w skróconej formie jego przedstawień. W swoich kompozycjach wyrzeka się nadmiaru i próbuje scalić elementy w synoptyczne, ograniczone i naprawdę unikalne grupy, aby wypełnić je maksymalnie ekspresyjnością. Jest wolny od jakiejkolwiek anegdoty. Sztuka mu wystarcza i kreuje ją z niemal symboliczną anonimowością.

Niektórzy mówią, że Janusz jest surrealistą, inni, że tubylcem, jednak ja nie chcę zamykać go w jakimkolwiek izmie. Dla mnie jest on przede wszystkim wspaniałym artystą uciekającym od wszelkiej mody, nie oszukującym siebie. Maluje i kreuje, nic poza tym. Z tego powodu unika zgromadzeń towarzyskich, restauracji i kawiarni. Jak ślimak ukryty w swojej skorupie z naręczem książek, zapisek, ołówków i farb, idzie na wyspę Rio Parana, aby cieszyć się swoim duchem, czasem przynosząc kreacje swoich wyrafinowanych i ożywionych struktur do dużego miasta. To wszystko…

Martha Grinberg, Dyrektor Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Buenos Aires, nota z katalogu Retrospektywy Eichlera w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Buenos Aires w 1975 [tłum. Magdalena Szwejka].